Safari dzień 4

Ostatni dzień to rajd po wnętrzu krateru Ngorongoro. 

Sam krater jest warty zobaczenia, bo jest olbrzymi i różnorodny, z bajorem pośrodku. 

Dzisiejszy dzień sponsorują hieny, hipopotamy i szukanie nosorożca czarnego. Było nam dane poobserwować lwy bawiące się swoją ofiarą, obżarte lwy z wielkimi brzuchami wywalonymi do góry i przewalające się z boku na bok, i szakale próbujące podwędzić coś dla siebie. Po jakimś czasie hieny doczekały się swojej tury, a wokół masa sępów czekających na swoją. Hipopotamy w różnych wydaniach: spacerujące, śpiące i oczywiście moczące wielkie dupska w wodzie. 


No i udało się - wielka piątka zaliczona: Lew, słoń, nosorożec, lampart i bawół. Ostatni z wielkiej piątki wypatrzony przez lornetkę. A w zasadzie to 2 nosorożce, bardzo daleko i długo obserwowaliśmy zanim się upewniliśmy, że to nie bawół i ma jeden róg w innym miejscu 😂 podobno zawsze są takie nieśmiałe i trzymają się daleko od dróg dojazdowych. Plan zrealizowany, teraz powrót na lunch i długa droga powrotna do Arushy.


Ogólnie na wyjeździe z ptaszorów widzieliśmy strusie (o rany jakie one są wielkie, wysokości zebry!), marabuty, sępią rodzinę przy posiłku (ukradzinym chyba orłowi, który się smętnie przyglądał wieczerzy), bociana (żabiru) afrykańskiego, koronnika szarego (żuraw koroniasty), flamingi, sekretarza, dropa olbrzymiego i mnóstwo małych, mniej i bardziej kolorowych, więc na tym polu również pełnia szczęścia! 

Podsumowując safari to strzał w 10 i jedno z najlepszych doświadczeń w moim życiu. 

Nowe zwierzątko trafiło na listę moich ulubionych- dik-dik. To są takie mikro antylopki, wielkości dużego zająca, słodziaki!