Kilimanjaro dzień 4

 Dzień 4: Baranko Camp 3900m npm do Karanga Camp 4000m npm przez Baranko wall 4200. Tylko 6km.

Początek dnia super! Taka 3-kowa droga po skałach. Byłaby mega fajna gdyby nie ludzie na niej. Ogólnie masakra- niektórym nogi trzeba było przestawiać, więc się zatory tworzyły. No koszmar. Widać, że u niektórych to kupa w majtach. Ile się dało to wymijaliśmy,  ale nie zawsze się dało (tzn my byśmy poszli bokiem, ale biedny Dickson widać było że zestresowany tym, że tak zrobimy więc oszczędziliśmy mu tego). Gaba w ogóle rozpierała energia, biegał, skakał po tych skałach. Aklimatyzacja level hard. Całościowe przewyższenie nieco większe, bo było dość sporo góra-dół. Gitara, śpiewy po drodze, słoneczko, piękny dzień! 

Przed 13 w obozie, lunch już tutaj i zostajemy. Ostatni punkt poboru wody w tym miejscu, a w zasadzie jakieś 100m w dół przed campem więc niestety porterzy się nabiegają. Dodatkowo całą potrzebną wodę na jutro i na atak szczytowy muszą przynieść z tego miejsca… Okazało się, że panienka od plecaka to porter pierwszy raz w górach…jeszcze lepiej, ale wyjaśniła się zagadka ciężaru plecaka. Część turystów (zdecydowanie pierwszy raz w górach) ma takie mikro-plecaczki, że chyba tylko woda się tam mieści, a mimo to na końcówkach treku przewodnicy niosą ich plecaki…w sumie nie wszyscy wejdą na szczyt. 

Co zaskakujące, z każdym wyjazdem wydaje nam się, że już jesteśmy zaopatrzeni we wszystkie możliwe rzeczy, a zawsze okazuje się, że coś jeszcze by się przydało. Tym razem płachta przeciwdeszczowa i takie mikro cienkie stuptuty (takie ochraniacze na buty i spodnie). W naszych zimowych stuptutach byśmy się ugotowali, a tu na szlaku jeden wielki kurz. Buty i nogawki spodni są tak uwalone, że ani luzem do torby, a już na pewno nie do śpiwora. No i tu cieniutkie stuptuty idealnie by się sprawdziły. 

Bomba nie wybuchła, wszystko wróciło do normy ;) jak wszędzie na wysokościach jest to sukces godny odnotowania i uczczenia, najlepiej ginger tea ;) 

Odnośnie kibelków tutaj- odzywiście dziura w podłodze, nieco przymała, czasem w snajpera trzeba się bawić. Wszystkie wykafelkowane i są czyszczone. Podłogi…ściany nie, ale po Kazbeku to tu jest luksus, w Himalajach też były gorsze.