Kilimanjaro dzień 1

Dzień 1: Lemosho starting point ok 2400 m npm do Forest Camp/Big Tree Camp/ jakaś jeszcze nazwa ok 2800m npm

O rany jakie tłumy! Coś mówiłam o tłumach na Meru? O nieee tam była garstka. A myśmy wybrali najmniej popularny szlak (Lemosho) na Kili, że niby rzadzej uczęszczany, że więcej zwierząt dzięki temu można zobaczyć… zobaczymy co będzie na szlaku i w obozach, ale zaczynam tęsknić za gruzińskimi szlakami i ciul, że błoto. Gab został przemytnikiem gitar, a w zasadzie to jednej. Na prośbę naszego guide’a, jako ekscentryczny turysta zamierzający wnosić gitarę na Kili, wyszedł z gitarą ze stacji startowej parku. Zapewne nie takich już tu widzieli, nie wiadomo tylko dlaczego przewodnikom nie pozwalają zabierać. 

Odzież przeciwdeszczowa przeszła test śpiewająco,  a mogliśmy sprawdzić, bo całą drogę do pierwszego obozu lało (2h lajtowego podejścia). Pierwszy obóz…rany zabierzcie nas stąd! Komercha na maksa. Masa namiotów, bo na każdą grupę jest dodatkowo kuchnia i cała masa porterów. Niektórzy mają nawet swój namiot-toy-toy… 

Zrozumieliśmy czemu nas tak Dickson (pomocnik przewodnika, taki zastępca) spowalniał po drodze - nasza baza jeszcze nie rozstawiona, więc stoimy i czekamy aż się uporają. Po chwili zostajemy zaproszeni do wielkiego namiotu, który myśleliśmy że jest kuchnią, a to nasz „nowy dom”! What?! Że to wielkie coś na naszą dwójkę? Oszaleli? Przedsionek ze stolikiem i dwoma krzesełkami, namiot wielki kempingowy chyba na 5 osob, więc ganiać się można i to na stojąco! Ale dlaczego, po co? Ktoś to wnosił przecież, my ten mały możemy wziąć co był na zawnątrz…no w pałacu przyjdzie nam nocować. A i mamy lampę gazową grzewczą w namiocie. Jednak all-inclusive. No właśnie, bo nasz osobisty kucharz przygotowuje nam śniadanie, obiad i kolację. Pomocnik kucharza przynosi i sprząta całą zastawę stołową z obrusem włącznie. A po skończonym trekkingu dostajemy ciepłą wodę w zbiorniku i miskę do umycia się (raczej tylko ręce i twarz, ale zawsze coś). Ja pierdzielę, jesteśmy w innym świecie, „W Pustyni i W Puszczy” normalnie. My nie przyzwyczajeni do czegoś takiego… „zdobywanie” jakoś traci swoją wartość.  

Aaaa widzieliśmy dzisiaj żyrafy! Całe stado! Wcinały jakieś drzewo na łące jak jechaliśmy na start treka. I udało mi się uchwycić tą czarno-białą małpę! Guźce z bliska też mam uchwycone i bawoły :) już teraz jestem przeszczęśliwa, a tu jeszcze safari nas czeka!