2 dzień, Shkvari Shelter- Sametskhvario Shelter, 19km, 1500m przewyższenia

Nazwanie tego czym dzisiaj szliśmy szlakiem, to kpina po prostu. W większości było to rozjeżdżone samochodami terenowymi błoto, w którym pieszy turysta grzęźnie razem z butami. Spacer przez błocko wysysał z nas siły i energię życiową. Cały czas walka, żeby but nie został w błocie, walka z kijkami żeby je wyrwać, no i cały czas czujnie, żeby gleby nie zaliczyć. Buty zostały dobite po wczorajszym. Mordęga. Byle dojść do 1800m npm, tam już powinny być łąki…nie, kurna dopiero na 2000 się las skończył a z nim i błota. Doczłapanie się na 2400 było naprawdę męczarnią, a tam jeszcze 10km na nas czeka, mniej więcej utrzymując taką wysokość przelotową. Dzisiaj Gab miał kryzys, ledwo przebierał nogami na koniec, ale dotarliśmy o 16:30. Śpimy pod najwyższym szczytem Borjom’skiego Rezerwatu Przyrody- Sametskhvario 2643m npm. Tym razem shelter jest dużo mniejszy i lekko zdezelowany. Są dwie izby, w jednej dwa łóżka, w drugiej jakaś szafka. Być może kiedyś było więcej ale wygląda na to, że wyposażenie i sama chatka służy jako drewno na ognisko… Zdecydowaliśmy sie spać w shelterze, bo jednak cieplej. Znów jesteśmy sami, no prawie… towarzyszy nam mysz i bezczelna franca wcale się nami nie przejmuje. Wszystko wrzuciliśmy na łóżka, bo nawet do moich klapków zaczęła się dobierać!



W poprzedniej chatce były chyba kuny, robiły masę hałasu w nocy, a teraz śpimy z myszami! Fakt faktem myszy są znacznie grzeczniejsze.
A zapomniałam, że natknęliśmy się dziś na „kontrolę”. Panowie strażnicy górscy zjeżdżali samochodem po błotach, jak myśmy się pięli mozolnie i pytają czy tikety mamy. U nas tikietu niet, patamu szto "ranger station" był zakryt, ale że my „iz Polsza” to ostatecznie wysłuchali trasy i życzyli dobrej drogi (ta, błotami, haha!)
Wieczorem podjęliśmy decyzję o zmianie trasy, wiedząc już jak te szkaki poniżej 2000m npm wyglądają, nie piszemy się na kolejne 20 kilka km po błocie. Idziemy do bliższego Amarati Shelter i następnego dnia schodzimy do miejscowości Atskuri, więc będziemy musieli ogarnąć sobie dojazd do Borjomi.
Decyzja o spaniu w chatce była bardzo dobra, bo w nocy było zimno i wiało. Przetrwałam dzięki bidonowi z gorącą wodą, który grzał mi stopy, to się nazywa właściwy prezent od męża ;)
Comments
Post a Comment