Gruzja, Mały Kaukaz dzień 1

2 dni restu w Borjomi bardzo się przydały, bo zakwasy dały o sobie znać, a przed nami 80km po górach 😄


Wyszły 2 dni ze względu na pogodę, bo wg prognoz ciężkie ulewy tam na szczytach w poniedziałek, dlatego ruszamy we wtorek z samego rana. Pętelka 4 dniowa, przez najwyższy szczyt tego pasma (2642m npm) i kilka niższych. Ujęcia wody na szlaku są, jedzenie oczywiście musimy mieć swoje. Jako że bokiem mi wychodzą liofile, to zrobiliśmy zaopatrzenie na lokalnym bazarku, będę niosła pomidory, ogórki, ser i inne takie. Każdy ma swojego bzika, mam i ja 😅 I tak w plecaku nie będzie już raków, czekanów, uprzęży z karabinkami, ciepłego śpiwora i cieplejszej puchówki, łapawic, ani 2 butelek wody na atak szczytowy - luksus! 



1 dzień Likani - Sakhviari Shelter, 24-25km, ponad 1000m przewyższenia i tyle samo w dół. 


Nieeee, Kazbek przetrwałam, a tu szczeznę po środku lasu! Muszę przyznać, że niezłą wyrypę nam zaserwowałam. Połączyłam dwa szlaki, bo przecież co to jest 24km, przy czym 8 km w dół? Okazało się, że właśnie te ostatnie 8 doprowadziło mnie do rozpaczy, zużyło wszelkie rezerwy i zaserwowało załamanie nerwowe. Początek szlaku dość długo wiódł przez las, dużo drapania się pod górę, ale bardzo dobrze oznaczony i utrzymany. Nudno, ale w końcu wyszliśmy na przepiękne kwietne łąki. Tony kwiatów i morze kolorów! Trochę dreptaliśmy łąkami, aż weszliśmy w chmurę… no i tu oznaczeń szlaku brak, bo drzewa się skończyły. Czasem można wypatrzeć na kamieniu resztki farby. Można by powiedzieć, że szliśmy „na oko”, ale w tej chmurze to jak iść po zapachu z zatkanym nosem. Na chwilę zgubiliśmy szlak, źle poszliśmy, ale na szczęście mapy.cz dają radę. Takie miały być widoki, podobno widać Kaukaz i nawet samego Elbrusa przy dobrej widoczności! My widzieliśmy na 5m i tylko krowy się nam wyłaniały, jak te rogate diabły, tuż przed naszym nosem. Bardzo demotywujący marsz w takiej chmurze. Na koniec przyszło nam schodzić w błocie po kostki, stromo w dół, próbując nie zjechać na dupie i nie zostawić butów w błocku. Męczarnia. Ja rozumiem, że kawałek trasy taki może być, ale 8 km? Wcześniejszy fragment pokonaliśmy o 2h szybciej niż na oznaczeniach, a tutaj? Poruszaliśmy  się w ślimaczym tempie usiłując jakoś przeżyć. Na końcówce myślałam, że siądę i będę płakać, nie było gdzie usiąść, ale na płacz mi się zbierało. Ile można tak iść? Każdy ma jakąś wytrzymałość nerwową, moja się wyczerpała. Najgorszy szlak jakim przyszło mi iść. Klęłam na czym świat stoi, żadnych więcej gór, na plaży nic mnie takiego nie spotka, moja wina, dlaczego ten szlak wybrałam itp. Na dokładkę musieliśmy kilka razy przechodzić przez strumień, Gab buty zmoczył. I tu mnie szlag trafił, bo nic na ten temat w opisie szlaku nie znalazłam. Nic o błotach, nic o strumieniach, więc my w niskich podejściówkach. W końcu w Tatry też byśmy w podejściówkach poszli, a tu buciory by się przydały…ech. Dotarłam do celu tylko dzięki Gabowi, wspierał mnie, motywował do przestawiania nóg, nakłaniał do picia wody i jakoś zdążyliśmy przed zmrokiem.


Jedyne pocieszenie to Shelter. Duży, łóżka na 12 osób, stół na środku, a my w nim sami. Namiotu nie trzeba rozkładać, jedynie mata i śpiwór. Uff. 
Jak emocje już opadły, najedliśmy się i napiliśmy, to postanowiliśmy, że idziemy dalej. Jutro mamy jedynie 19km i jedynie 1500 m przewyższenia…ale tylko do góry! Będziemy spali na 2500m npm.




Comments