Gruzja, Kazbek

Zaczynamy od malego fuckupu…



…koniki nie przejdą przez pierwszy lodowiec. No szlag. Co to dla nas oznacza? Nie wniosą nam sprzętu, jedzenia, zapasowych ciuchów i całego nadmiarowego tałatajstwa,które ze sobą wzieliśmy do bazy pod Kazbekiem. Musimy to targać na grzbiecie. Gorzej, że nie dostaliśmy żadnego cynku wcześniej, więc zakładaliśmy zabranie duffle baga na konia (taka duża, wodoodporna i niezniszczalna torba) no i Ania nie wzięła w związku z tym dużego plecaka. Ze względu na nasze dalsze trekkingowe plany mamy z Gabem 2 duże plecaki jako nadawany, jeden duffle bag nadawany i po małym plecaku jako podręczny do chodzenia „na lekko” pod Kazbek. Ania ma tylko podręczny plecak i duffle baga nadawanego, bo zaraz po Kazbeku wraca do Wawy. Oczywiście zabraliśmy sporo rzeczy zapasowych do bazy, że jak zamoknie, jak zmarazniemy, jak zgłodniejemy, i co? Ano teraz przepakowanie i wywalanie zbędnych rzeczy, bo jak mamy nieść na plecach to każdy gram się liczy. Jak zmokniemy- zmiana tylko na to w czym śpimy, jak zmarzniemy-butla ze wrzątkiem do śpiwora, jak zgłodniejemy-trudno. Punkt widzenia zależy od punktu „wchodzenia”. 

Jak ogólnie wygląda trasa. Startujemy spod klasztoru Gregreti, 2100 coś m npm, gdzie podwożą nas jeepem. Ruszamy w kierunku nowego schroniska Altihut 3014 m npm i tam udało się nam załapać na nocleg i jedzenie. Następnego dnia dołącza nasz przewodnik i idziemy ok 1h do pierwszego lodowca. Okazało się, że koniki nie ruszyły jeszcze w tym sezonie, a powinny, bo nadal śnieg leży i ze względu na wagę i obciążenie wpadałyby do szczelin, których nie widać. A ludź przejdzie. W teorii przynajmniej. 

Dalej przez lodowiec i trochę skrobania stromo pod Meteo, czyli Betlemi Hut, czyli bazę. W teorii 3h całość Alti- Meteo. Tam rozbijamy namiot, zrzucamy wszystkie graty i od tej pory chodzimy tylko z małym plecakiem. Następnego dnia wyjście aklimatyzacyjne na szczyt Ortsveri 4350 m npm.

Następnego wyjście aklimatyzacyjne gdzieś tam w stronę Kazbeku. Następnego dnia rest, bo w nocy atak szczytowy, o ile pogoda pozwoli. Schodząc mamy dwie opcje, w zależności od sil i ogolnego stanu - albo śpimy w bazie i następnego dnia z samego rana idziemy do Gregreti, albo spimy w bazie tylko 1h, pakujemy namiot i schodzimy do Gregreti tego samego dnia.

Sprzęt, który potrzebujemy pod Kazbek: raki, czekany, kaski, lina, śruby lodowe, taśmy, lekkie karabinki, hms-y, uprzęże, okulary lodowcowe, namiot wyprawowy (taki z fartuchami). Do tego pożądny śpiwór, bo na 3800 w Meteo będzie sporo na minusie, pożądna puchówka (wszyscy kupiliśmy przed wyprawą cieplejsze) i puchowe łapawice na rękawiczki (również nowe nabytki). Potrzebujemy w związku z tym 2 plecaków- jeden duży transportowy i mniejszy wyprawowy, bo wszystko będzie leżało w bazie w namiocie, a wszelkie wyjścia pokonujemy „na lekko”. Miła odmiana po Himalajach, tyle że całe jedzenie musimy wnieść i zrobić sobie samemu. No i luksus w postaci końskiego grzbietu pod bazę zniknął…

Okazało się, że zapakowanie tego wszystkiego jest niewykonalne i skonamy wnosząc…nie wiemy czy w ogóle damy radę, zrezygnowaliśmy z masy przydatnych rzeczy, których wcześniej nie odrzuciliśmy, np zapasowych spodni, zapasowych bluz i drugich butów, z kindli (sic!), a nawet z dodatkowej czekolady i żelków 😔 . Na szczęście linę, śruby i bloczki bierze nasz przewodnik, ale namiot i resztę szpeju targamy sami. Mamy wagę podręczną, wyszło nam po 24kg. Gab pewnie da radę, ale my z Anką… dobrze, że kijki mamy. Wszyscy nam powtarzają, żebyśmy szli wolno, taaaa, spróbuj iść szybko z takim obciążeniem. Przegłosowałyśmy z Anią zabranie garmina do zostawiania śladu, idzie ze mną 😉




Comments