Manaslu Circuit dzień 1

Machha-Khola do Jagat - jakieś 22-24km, sumaryczne przewyższenie nieznane. 8h z 1,5h przerwą na lunch.

Nepalczycy zamarzyli sobie drogę, o przepraszam, Highway to China, przez góry, mniej więcej tak jak nasza trasa przebiega. Natura im się zbuntowała i z góry zeszły obrywy skał i ziemi niszcząc niektóre części doszczętnie. Nad jednym się głowią co zrobić, bo rzeczywiście niefortunnie kawał skały odpadł i tak nie bardzo jest jak naprawić. W związku z tym nasza trasa częściowo biegnie tą drogą, częściowo schodzimy na "oryginalne" szlaki pieszo-mułowe. Po drodze sporo wiszących mostów linowych, niektóre baaardzo długie. Upał! Bardzo się cieszę, że mam spodnie z odpinanymi nogawkami, bo rano chłodno, a poźnie żar! Początek szlaku wiedzie co jakiś czas przez dżunglę. Zdecydowanie za rzadko w tym palącym słońcu. Głównie bambusy, bananowce i jakieś sosny, też coś co wygląda jak olcha. Paprotki, pokrzywy i inne zielsko takie jak w Polsce też jest, tylko cosik wyrośnięte, takie 2m czasem. Jaszczury całkiem spore, ale jeszcze nie takie żeby przed nimi uciekać. Widzieliśmy też modliszkę, dużą! No i w Kathmandu pawiany. 


Końcówkę pierwszego dnia szłam całkiem na autopilocie, ledwo na oczy patrząc. Pokuta, a nie urlop… Gab sobie zdecydowanie lepiej radził, choć też wyglądał na zmęczonego. Nasi lokalni opiekunowie już po drodze namawiali mnie na oddanie plecaka Yamowi, ale uparłam się, że jak go tu przywiozłam to z nim wejdę! Yam jest chyba na stażu do bycia przewodnikiem, a to oznacza, że musi najpierw chodzić jako porter. To oddałam mu w końcu buty i mate, a niech ma ;) a tak naprawdę to byłam tak wykończona tym pierwszym dniem, że z chęcią oddałam. Spałam jak zabita. 







Comments