Dolomity cz.4

Nie samymi ferratami człowiek żyje, postanowiliśmy sprawdzić też wspinanie.

Jest tu możliwy taki rasowy wspin wielowyciągowy, z koniecznością stosowania częściowo własnej asekuracji, ale na to nie czujemy się (jeszcze 😏) na siłach. Na szczęście są też rejony wspinania sportowego, tzw. ogródki wspinaczkowe. Jeden bardzo blisko campingu Sass Dalcia więc jedziemy sprawdzić. No to najpierw naszukaliśmy się w którym kierunku z parkingu, potem naszukaliśmy się ścieżki w lesie. Jak już trafiliśmy pod skałę to teraz- który to sektor? Topo mieliśmy w aplikacji na telefonie, ale nie tak łatwo skałę rozpoznać z innego kąta, innej perspektywy. Z pomocą lokalnego wspinacza udało się nam odnaleźć we właściwym rejonie. I tak oto, nie wiadomo kiedy, minęły nam 3h. No to zaczęliśmy szukać odpowiedniej drogi, jak znaleźliśmy, okazało się, że startuje i asekuruje się z półki skalnej, na którą miałam problem żeby w ogóle wejść. Popatrzyłam, pomacałam, zrezygnowałam. Jedyne wolne 5c, reszta wszystko dużo wyższe wyceny. Ludzi niezbyt dużo. Pojechaliśmy więc na skałę „dla leszczy”- same łatwe drogi, najtrudniejsze to 6a. No i doświadczenie ciekawe, bo skała całkiem inna niż na Jurze. Zdecydowanie trzeba się przyzwyczaić do innych warunków. Bardzo dobre tarcie, ale przeloty dość daleko. Na 22m było tylko 8 wpin i stan. W apce nie ma informacji o ilości wpin, wiec trzeba „na oko” się wyposażyć. 

W planach mieliśmy zmianę campingu na jakiś w Cortinie, zajeżdżamy a tam full! I na jednym i na drugim. Pytamy- no nie, nic się nie da, full to full. Dobrze, że Ania z Mateuszem zajechali tam wcześniej i mieli całkiem spore miejsce, bo wbiliśmy się im na kwadrat 😅 legalnie, bo tak można. Znaczy ze znajomymi, nie do obcych 😉 musieli z własnej woli podać numer karty wjazdowej. Wyszło idealnie, bo kolejnego dnia zaplanowaliśmy wspólny wypad na via ferratę Punta Anna (bardzo trudna/D). Pogoda rewelacyjna, może ciut za gorąco. Trasa genialna! Częściowo granią ale w pionie, czyli taki filarek, częściowo półki z trawersami, z cudownymi widokami! Spora ekspozycja na całości. Ania szła pierwsza, potem Mateusz, ja i Gab na końcu. No i Gab miał pecha. Przez większość ferraty w górę właził mu na plecy i dyszał w kark jakiś gość z rodzinką. Widać było, że szlag zaraz Gabrysia trafi. No co za ciul, żeby żadnego odstępu nie zachowywać! Nic tylko w kask kopać. Na szczęście po chwilowym popasie na grani udało się puścić ich przodem. A że w tym miejscu rozchodziły się szlaki, to dalszy fragment szliśmy totalnie sami i to było najcudowniejszym  obcowaniem ze skałą, z widokami i z ferratą. Bo trzeba dopowiedzieć, że niestety pomimo Covida ludzi jest sporo. Prawie sami Włosi, z rzadka trafi się Niemiec czy Austriak. Na campingach polecają wrzesień- mało ludzi, a pogoda świetna i nie tak burzowo jak w sierpniu. Cała trasa przez Punta Anne, dalej wokół szczytu Tofana de Pomedes rewelacyjna, zajęła ok 7h.






Comments