Miał być Nepal, są Włochy jako (chyba) jedyne wakacje.
No to ruszyli! Po drodze trzymaliśmy kciuki, żeby przepisy nie zdążyły się zmienić i żeby nie zdjęli nas jakimś termometrem na granicy. Co będzie przy powrocie pal licho, byle wyjechać w góry! Udało się 😀 Przywitały nas Tyrolskie domy z drewnianymi balkonami, z mnóstwem kwiatów wylewających się zza balustrad. Jednymi słowy obrazek całkiem jak z pocztówki. Jak oni utrzymują takie piękne surfinie? Mi wszystkie zdychają w słońcu :/
Łąki jak malowane, równiutko wykoszone(?), biją soczystą zielenią po oczach, aż ślinka cieknie. A z nich wyrastają srogie grzebienie murów skalnych. No i tu właśnie powala skala. Przestrzenie olbrzymie, z doliny do doliny przejazd samochodem to blisko 1h po mega serpentynach. Mapa, którą kupiliśmy na naszą pierwszą dolinę (Alta Badia) pokryłaby obszar Tatr, a to jest jakaś 1/40(?) Dolomitów...
Jesteśmy na campingu Sass Dlacia i patrząc na inne namioty miejsce się nam trafiło jak ślepej kurze. Sanitariaty spoko, czysto, woda gorąca, prysznice z przedsionkiem na przebranie, ale teren niezbyt przygotowany dla namiotów- brakuje stołów czy wiat pod którymi można posiedzieć przy słabszej pogodzie. Do tego mnóstwo kamperów i stado ludzi, wszystko jedno na drugim. Nie jest to coś co tygryski lubią najbardziej. I tu musimy przyznać Amerykanom, że choć kawy nie potrafią parzyć, to campingi robią świetne. U Włochów dokładnie na odwrót - kawa dobra 😜
Na pierwszy rzut Gab wybrał ferrate na 3-tysięcznik, wejście jedną, zejście drugą stroną (wycena „średnio trudna”/B). Ale podejście pod nią trekkingiem 2h. Umęczyłam się na podejściu jak stara lokomotywa, jakiś słabszy moment...piargowisko męczące. Gabryś jak skowronek. Ferrata - super, taka II-III, nie ma potrzeby chwytania liny, tylko do przepinania asekuracji - mega! Bardzo przyjemna! Pod szlak jechaliśmy kolejką linową, żeby zaoszczędzić trochę czasu, całość i tak zajęła z 7h. Nałaziliśmy się. Sas Rigais (3025m npm) zdobyty! Szarotka alpejska znaleziona! Pogoda świetna, słońce, upał. Tak było na szlaku, ale jak tylko zjechaliśmy w dolinę, to pada i chłodno. Przyszło nam wypić wykwintne wino za 2€ w namiocie. Dementuję od razu domysły, że było z kartonu.😜
Comments
Post a Comment