Pogoda trafiła nam się jak marzenie, przejeżdżając przez przełęcz Dochu-la (3088npm) mieliśmy rewelacyjny widok na Himalaje!
Jest tam też 108 stup (te biało-złote wieżyczki) co razem tworzy bardzo klimatyczny obrazek.
Przejechaliśmy przełęcz no i przyszła pora na penisy 😀 bo zobaczyć wymalowane na ścianach można już wcześniej, ale w Punakha są wszędzie, bo tu też znajduje się źródło pochodzenia tego znaku szczęścia- świątynia Boskiego Szaleńca Lamy Drukpie Kuenley(Divine Madman). Według wierzeń miał on niesamowicie pokaźne przyrodzenie, którym (płonącym) odpędził demona i ostatecznie zabił go, a w tym miejscu powstała świątynia. Miał też ciekawy sposób postępowania ponieważ np. pobłogosławił obraz sikając na niego, co później zamieniło się w złoto 😀 Dobrze, że mieli chociaż jednego głoszącego, że seks i alkohol nie szkodzą życiu w pobożności, bo jako kraj buddyjski a) już by wymarli, b) raczej nie byliby tak szczęśliwi.
No właśnie, jak z tym szczęściem? Przewodnika mamy bardzo pociesznego, ale co do całej obserwowanej reszty wszyscy stwierdziliśmy, że zbytnio tego nie widać. Najwyraźniej cieszą się wewnętrznie. Jeżeli gdzieś przeczytacie o szczęśliwych bhutańskich psach, to niestety jest to produkt marketingowy.
Pomiędzy kolejnymi świątyniami (już jak wodospady na Islandii...) mieliśmy okazję pobierać naukę klejenia tradycyjnych pierożków- Momo, co było przezabawne i nie było to takie łatwe jak nam się wydawało. Będziemy próbować odtwarzać w domu ;) Wcześniej ubrali nas w tradycyjne ubrania bhutańskie-„faceci w rajtuzach” wyglądali bosko! Coś pomiędzy Robin Hoodem a samurajem :) dodatkowo mają w tym ubraniu mega schowek na wszystko- Gab upchnął tam butelkę wina i paczkę snaków i nie było widać! A żeby nie było, że to jak przebranie za lajkonika, nic z tych rzeczy- oni tu chodzą na codzień tak ubrani. Nie wszyscy i mają wstawki nowoczesne typu kurtka puchowa albo buty trekkingowe, ale strój rzeczywiście tak wygląda u większości mieszkańców.
Comments
Post a Comment