Kanada,Alberta- Góry Skaliste

U nas dzisiaj padał śnieg, a jak Wam minęła sobota? :) Ale może po kolei. 


Pojechaliśmy do Jasper szukać pogody. Nie było jej tam. Wakacje kurna! Obraziliśmy się na Kanadę. Przecież widzieliśmy na zdjęciach w necie co powinniśmy widzieć! A tu ściema jakaś! Wokół Maligne Lake tylko drzewa, żadnych gór i pada...zrezygnowaliśmy z kajaków jak i ze spania pod namiotem. Chyba skończymy na czytaniu książek... 


Uciekamy do Banff, może nas lepiej przyjmie. Na trasie leje ile wlezie, buro i zimno. To miał być najgorszy dzień- pocieszamy się. Karen- właścicielka B&B powiedziała, że powinno być lepiej, pokazała na mapie jej ulubione szlaki i ciekawe miejsca w Banff. Ze względu na niepewna pogodę wybraliśmy szlak w miarę łatwy a widowiskowy (o ile cokolwiek widać) Sunshine Meadow- może nazwa coś dopomoże. I właśnie tutaj mieliśmy kogiel mogiel- śnieg(a właściwie śnieżycę), grad, deszcz i...SŁOŃCE! Było ekstra! Potwierdziły się dwie reguły-im wcześniej tym lepiej, oraz być przygotowanym na wszelkie warunki, bo zmiana pogody następuje momentalnie. Ubiór na początek szlaku(zaczynał się już wysoko w górach, a dookoła 3-tysięczniki) to: bielizna termiczna, polar, softshell, a na to puchówka. Przeciwdeszczówka do tego w zapasie i wszystko było potrzebne, a nawet niezbędne! Jakieś 0 na termometrze. Na trasie wielokrotnie zdejmowaliśmy lub zmienialiśmy warstwy, w zależności od warunków. Ze słońca w 10 min robiła się śnieżyca! Kwitnące koniczyny dookoła, a tu śnieg pada, czad! Łąki częściowo bardzo jesienne, ale też jeszcze sporo kwiatów- wszystko na raz! A co do "im wcześniej", to ta najpopularniejsza część zdążyliśmy przejść przed tłumami i tylko na koniec pośmialiśmy się z sandałków, balerinek i bluzeczek (my w 4 warstwach i było hmmm-chilly). Jak te zgraje zaczęły nadciągać gondolą i krzesełkami, to my wyruszyliśmy w dalsza drogę nad Egypt Lake, a tam już cisza i spokój, żadnej żywej duszy przez większość trasy, dalej tylko nieliczni, kampujący w górach. Do jezior nie zeszliśmy, widzieliśmy tylko z góry, bo za jasnego byśmy nie zdążyli. Mały postój na grzywnę (25 tys. dolców) od strażnika i ruszyliśmy w drogę powrotna. No dobra- nie dostaliśmy grzywny, prawie ;) Dobrze nam z oczu patrzyło i zagadaliśmy gościa po prostu, a że on z innego parku i że też chciał pogadać, to obeszło się pouczeniem, że roślinki górskie są bardzo delikatne i nie wolno schodzić ze szlaku. Dobrze, że Gab nie powiedział, że im ten "national heritage" zwyczajnie olał ;)
Wracając żałowaliśmy, po cichu i każde z osobna, że nie śpimy pod namiotem przy Egypt Lake, ale jak zaczęła się śnieżyca, zmarzliśmy i przemokliśmy, to już głośno wyrażaliśmy ulgę, że wypijemy gorąca herbatę po gorącym prysznicu i ten mokry namiot, i zimno, i w ogóle. Tak zrobiliśmy ponad 27 km tego dnia. Zdjęcia mamy cudowne!



Następnego dnia Lake Luise i szlak Plain of six glaciers, Lake Agnes a na koniec Moraine Lake-super! Jakieś 16km. Pogoda dopisała, widoki były, było pięknie. Oczywiście padało też trochę, ale chyba się już przyzwyczailiśmy/uodporniliśmy. Ze spania pod namiotem całkiem zrezygnowaliśmy przez wzgląd na rozkładanie i składanie w deszczu oraz temperaturę ok 6-9 st C w dzień i 3 w nocy. Chociaż może to błąd-spanie we wszystkich ciuchach które mieliśmy ze soba byłoby na pewno ciekawe ;) Prognozy takie, że i tak nie wybralibyśmy się na dwudniowy szlak- Skaliste są jednak skaliste.

Comments