Bezsenność (?) w Seattle

Bezsenność w Seattle nam nie groziła, padliśmy jak zwykle. 

Z nami jak z dziećmi-pora spać to pora spać. Miasto zeszliśmy na piechotę, nie możemy przecież od razu przestać chodzić ;) Oczywiście, że jest transport miejski. Jest też 'day pass' w dobrej cenie(5$ za kartę i 8$ za dzień) tylko po co? Z jednego miejsca do kolejnego mieliśmy po 3 km, to przecież spacerek. Odwiedziliśmy trolla w Fremont potem park Gas Works- są to  pozostałości fabryki sztucznego gazu z ropy naftowej, kontrastujące z pięknie wystrzyżonym terenem jak pod pole golfowe, niespotykanie ciekawe miejsce. Obejrzeliśmy też kampus University of Washington- olbrzymi, piękne budynki, a w bibliotece czytelnia wygląda jak sala z Harrego Pottera! Do tego zaskoczył nas widok z dziedzińca na fontannę, w tle Mt. Rainier- najwyższy szczyt w okolicy, pochodzenia wulkanicznego, cały w śniegu-cudo! Aż zachciało się nam znów studiować! (i wejść na Mt Rainier). Weszliśmy też do japońskiego ogrodu, ładny, przyjemne miejsce, ale widziałam ciekawsze ogrody. Po drodze Gaba zaczęły boleć plecy, a mnie obcierać buty(po raz pierwszy założyliśmy inne niż ciężkie, górskie buciory). Gab uznał, że to uczulenie na miasto. 



Na Pika Place Market byliśmy za późno, żeby zobaczyć jak sprzedawcy rzucają rybami w kupujących, ale ciekawe miejsce. O Space Needle czytałam, że to atrakcja tylko dla turystów, mieszkańcy się nie wybierają, to odpuściliśmy. Ciekawym i obrzydliwym zarazem widokiem była Gum Wall, czyli ściany oklejone gumą do żucia- kolorowe fuuu! Pioneer Square - widać, że stare kamienice, ale bezdomni się kręcą. Byliśmy też pod biblioteką miejską i Sculpture Park, wciągnęliśmy najostrzejszego(jak do tej pory) burgera przy porcie i wróciliśmy na nocleg. Pora się pakować na powrót do domu.

Comments