Nevada-Arizona-Utah-Arizona-Utah-A-U-(…)-Nevada

Trip Nevada-Utah-Arizona-Utah-Arizona-Utah-Arizona-...-Nevada zakończony! 


Nie, nie jeździliśmy zygzakiem, tylko na pograniczu wiec to Utah cię żegna, to Arizona wita i tak w kółko. Na pierwszy rzut było Valley of Fire i był ogień, może nie żywy, ale piekielny! Piekarnik taki, że skwarki chciało z nas zrobić. Widoki super, kolory tęczy na skałach, z przeważającym czerwonym, bardzo ciekawe różne formacje skalne i upał 104 F czyli 40st C... Na szczęście szlaki były krótkie, bo już po 3km myślałam, że ducha wyzionę. Odkryłam w sobie indiańska krew, a przynajmniej moja twarz wskazywała na to... Gdyby nie czapki na głowie to udar murowany, żadnego cienia na trasie! Wierzę, że można umrzeć z upału. Przeżyliśmy.

Kolejnego dnia pojechaliśmy do Zion National Park- dużo wyżej, więc upały mniejsze, dobrze, bo mieliśmy hardcorowy szlak do pokonania :) Początek łatwy, zabawa zaczyna się później- łańcuchy, wąskie półki szerokości na 4 buty i przepaść z obu stron! Ekstra! Tzn dla mnie ekstra od samego początku, a do Gabrysia wrażenia dotarły z opóźnieniem, jak już ochłonął i poziom adrenaliny spadł. Podziwiam go, że się przełamał i w ten sposób znalazł się Gabriel na szczycie Angels Landing, czyli odpowiednia osoba w odpowiednim miejscu! (na youtube są niezłe filmiki z tego szlaku) Ponad 500m przewyższenia, jakieś 34 st C, wspinaczka, czyli trochę męcząco, trochę gorąco i troszku straszno ;)


A potem były kajaki na Powell Lake! O mały włos kajaków by nie było, bo pogoda postanowiła się totalnie spieprzyć, walić mega piorunami w nocy i zmoczyć nas deszczem z rana. Długo zastanawialiśmy się co robić, bo nocleg mieliśmy zaplanowany na dziko i wizja ulewy tudzież pioruna w czubek namiotu nie zachęcała. Chłopak w wypożyczalni zapewniał, że po południu się przetrze, a kolejny dzień ma być piękny. No dobra, niech będzie, ruszamy. Najpierw- kajak na samochód, bo jakieś 10km do mariny. Dostaliśmy prowizoryczna ochronkę na dach zrobiona z tzw makaronów do pływania, na to kajak, dłuższy niż nasz samochód (mazda 6 sedan), przypięty 2 linkami. W drodze kajak gibał się, stukał i świszczał niemiłosiernie, a widzieliśmy to doskonale, bo wisiał nad maską... Gab oświadczył, że mnie zamorduje za ten pomysł i żebym wymyśliła sobie w jaki sposób. Przy wodowaniu okazało się, że większa bakista nie ma gumowego wieczka, a ster jest zerwany. Nie wiem po jakiego grzyba w kajaku ster, ale skoro był a nie działa to chyba nie dobrze, nie? No nic, mimo wszystko wypływamy, fale po zbóju, wieje, zimno, całe niebo w chmurach i nie zapowiada się na słońce. Co chwilę przepływała motorówka robiąc duże, bujające fale. Gab miał minę nietęgą, więc nie dokładałam mu, że ja też jakoś niepewnie to widzę. Po jakiejś godzinie się uspokoiło, słońce rzeczywiście zaczęło się przebijać, dopłynęliśmy do końca zatoki i znaleźliśmy rewelacyjne miejsce na nocleg- plaża pomiędzy skałami z widokiem na Lone Rock (wielka skała wystająca z jeziora) Cud-miód, romantico. Uff, dotarliśmy, odetchnęliśmy, namiot rozstawiony.


Śpimy sobie niewygodnie, więc w sposób przerywany, a tu nagle wycie kojotów- najpierw gdzieś daleko, a potem odpowiedź nad naszymi głowami! No żart chyba! Ze skał nie spadli, jezioro nie pochłonęło, kojoty ich zeżarli! A jak one paskudnie wyją i skrzekliwie ujadają! Najwyraźniej jednak kojot mięs nieświeżych nie je bo jedynie na drugi dzień potwierdziła się ich obecność po odbitych łapkach na piachu. Drugi dzień kajakowania to rzeczywiście słońce, upał, pogoda jak drut. Wpłynęliśmy w piękny kanion, zdjęcia super i bardzo przyjemnie się pływało, tylko motorówki psuły nastrój- hałas, smród paliwa i fale. I żadnej żaglówki- takie to leniwe amerykany.


Teraz jesteśmy z powrotem w Las Vegas, rano lecimy do Vancouver. Tutaj z internetem i zasięgiem komórek było bardzo słabo, wiec w Kanadzie w tych górach i lasach może być podobnie. Jak ci Indianie tu żyli? Interneta brak, roślin brak (poza wysuszonymi krzaczorami), ze zwierząt tylko ptaki, jaszczurki, nietoperze i kojoty...przynajmniej wodę z rzeki Colorado mieli.

Pozdrawiamy Was gorrrąąąąącooo! W Kanadzie podobno jesień, a 2 tyg temu dopiero lato się zrobiło...nieco zmieni nam się klimat.

Comments