Za Wielką Wodą cz.1

W związku z tym, że nowoczesne technologie pozwalają mi być stale w dostępie do Internetu, to co jakiś czas będę podsyłać relacje ze zwiedzania kraju gigantomanii. 

Day 1&2 - San Francisco

Tu mogłabym mieszkać... piękne domki, w centrum bardzo dobrze oznaczone ulice, pełne życia, zwiedzanie miasta na piechotę bardzo przyjemne. Małe place i skwerki świetne na odpoczynek w ciągu dnia.  Pierwszego dnia pojechaliśmy na drugą stronę Golden Gate, na wzgórza, do punktów widokowych na SF i most. Oj robi to to wrażenie! Jeszcze lepsze jest to, że stoimy na wzgórzu, patrzymy na wielki most, na betonowy cypel z ogromnymi wieżowcami (SF), no dobra, napatrzyłam się, zdjęcia porobiłam, słitfocia jest, patrzę w drugą stronę wzgórza i ... o kurna Bieszczady! Tylko w rozmiarze XXL jak na amerykańskie warunki przystało. Piękne góry z łagodnymi wierzchołkami, niska roślinność (chyba głównie jakieś kwiaty gruboszowate) pusto, ludu brak, a dookoła ocean...nic tylko plecak na plecy i w drogę! Cudownie. 

Zachód słońca oglądaliśmy w pięknej zatoczce z klifami i skałami wystającymi z oceanu, a to teren miasta. Po zachodzie słonca jechaliśmy ok 1h do hotelu podobno malowniczą drogą wzdłuż oceanu, ale nie mogę się wypowiedzieć na ten temat bo minęła 27 godzina od momentu pobudki w wawie i mój organizm zapadł w hibernację ;) za to bardzo dobrze mi się spało i o 6 rano drugiego dnia byłam rzeźka i gotowa na kolejny dzień w wielkim mieście.


Gigantomania widoczna tylko w centrum-wieżowce po 39 pieter, każdy fast food jak sala balowa (oczywiście tylko rozmiar, bo zdecydowanie nie wygląd), ale wystarczy odejść uliczkę w bok i mamy szereg pięknych małych domków, kamieniczek 2 piętrowych. Bardzo ładnie. 

Jedyny mankament poruszania się na autonogach (określenie ukradzione od kolegi) to ukształtowanie terenu. Idę pod górę i idę i idę, tylko po to żeby za raz iść w dół i znów pod górę i pod górę (że przyjemnie na piechotę to pisałam 1 dnia, łaziłam po centrum, a 2 dnia przeszłam miasto wszerz, więc zaliczyłam wszystkie możliwe wzniesienia, a na mapie prosta droga...). No i piździ jak w kieleckim,  przepraszam za słowo kieleckim. A miasto nocą z ostatniego pietra Mariottu-bajka. 

Aaa no i mają w mieście taki zajebisty park, większy od naszego lasu miejskiego w d-ku (minimum 2x),gdzie łażą sobie różne gatunki kaczek, gęsi i...żółwie. Wewnątrz jest kilka jezior i jest tak dziko trochę, zresztą co kawałek stoją tabliczki że uwaga, bo można spotkać kojota :) 

Zaraz wyruszamy na Alcatraz, a potem na drogę nr 1 wzdłuż oceanu i kierujemy się w stronę Los Angeles.  Buziaki dla wszystkich! 



Comments