19.07.2023, dzień 4, Meteo Base Camp- Ortsveri (4365m npm)- Meteo Base Camp
O 4:30 Gab zakomunikował, że nie idzie z nami, całą noc się męczył biegając i trzymając kciuki, że dobiegnie.
Wyszłyśmy z Anią same z Shako. I baaardzo żałuję, że Gabryś nie mógł z nami pójść, bo to było rewelacyjne doświadczenie! Jesteśmy z Anką przeszczęśliwe, od wejścia na grań gęby nam się cieszyły non stop. Początek podejścia tą samą drogą co na Kazbek, trochę piargów, trochę śniegów, po jakimś czasie my odbiliśmy w lewo.
No i tu się zaczęło najlepsze! Piękna grań częściowo śnieżna, częściowo kamienista, więc takie mikstowe chodzenie i wspinanie, na asekuracji lotnej. Dla niewtajemniczonych - we 3 jesteśmy związani liną (do uprzęży), nasz przewodnik idzie pierwszy i zarzuca linę za głazy, kamienie na trasie, bez zakładania stałych punktów asekuracyjnych. Ania idzie za nim i zarzuca linę w ten sam sposób między nami. Tak się chodzi graniówki, jest to oczywiście też dużo szybsze niż zakładanie punktów. Kilka miejsc takich na utrzymanie równowagi, bo samiuśką granią śnieżną!
Pogodę mamy rewelacyjną! Słońce świeci, widoki mega! Co chwilę stajemy i się napatrzeć nie możemy, jesteśmy zachwycone! Shako nas pochwalił, że widać, że mamy jakieś doświadczenie i dla niego to super. No przy takiej ekspozycji, gdzie lufa z prawej i z lewej, to się nie dziwię że zadowolony. Jak ludziom trzeba tłumaczyć jak raki zakładać i jak czekana używać…
4365 m npm, szczyt zdobyty! Piękne widoki i wrażenia! To to, co tygryski lubią najbardziej :) Jesteśmy tak zadowolone, że zgodnie uznałyśmy - czy wejdziemy, czy nie wejdziemy na Kazbek, nie ma znaczenia, bo to nie będzie takie fajne wspinanie, tylko kwestia pokonania wysokości. Zejście z Ortsveri nieco trudniejsze, jak to zwykle w górach. W trudniejszych momentach teraz ja idę pierwsza, potem Ania, a Shako nas asekuruje z góry (na lotnej nadal), na łatwiejszych wracamy do ustawienia podstawowego.
Niżej czuć jak śnieg oberwał słońcem, mokry, zapadający się, idzie się zdecydowanie gorzej. Po bokach ze ścian lecą kamienie, daleko, ale huk robią. Jeszcze niżej wchodzimy w chmurę, a raczej w saunę parową…słońce grzeje niemiłosiernie i chyba z tego topniejącego śniegu ta sauna. Jakaś masakra- duszno, gorąco i nic nie widać!
Docieramy do bazy tak zmęczone,że od razu zamawiamy dzień restowy ;) plan po kolejnych zmianach zakładał, że z 19-tego na 20-tego ruszymy na Kazbek, czyli w nocy po wejściu na Ortsveri…my to mamy ambicje ;) życie znów zweryfikowało. Nam się z Anią przyda odpoczynek, a i Gab ma szansę dojść do siebie. Gabryś wygląda lepiej, choć mówi, że on formę robi na trasie do kibla i z powrotem (ta nieszczęsna latryna jest na szczęście dość daleko od głównego obozowiska). Wszystko wskazuje na to, że to jednak wysokość, a nie bakterie. Dochodzi do siebie. Jutro mamy dzień nudy w bazie i o 2 w nocy z 20-tego na 21-ego ruszamy na Kazbek. Prognozy nieco słabsze, ale nadal wystarczająco dobre na wyjście. Prawdopodobnie po zejściu śpimy w bazie i w sobotę z samego rana zasuwamy na dół. Tylko kto to wie ile razy jeszcze się plan zmieni? 😅
Comments
Post a Comment