Krótkie info z Vegas, bo ja je lubię a Gab jest chory jak tylko wjeżdża.

Wygląda na to, że jednak tylko mi się tu podoba, ale chyba odkryłam dlaczego- ja tu jestem zawsze na urlopie, prywatnie, całe Vegas odbieram jako zjawisko, coś oderwanego od rzeczywistości. Cała reszta towarzystwa jest tu służbowo zawsze, na sesjach gdzie są tłumy ludzi, jedzenie do bani bo konferencyjne i tłumy ludzi, wieczorne służbowe imprezy i tłumy ludzi, koncerty i tłumy ludzi. No i w hotelu zimno od klimy, na zewnątrz upał po 40 st, no i...tłumy ludzi, to ja się im w sumie nie dziwię 😉
Wybraliśmy się na Freemont Streat (foty z ekranem w dachu) i tu klimat jak z filmu sci-fi- blade runner by się nie powstydził. Ludzie jak z innej planety (sorry brak fot, trochę jednak głupio ludziom robić) gadające przejścia, brakowało tylko zepsutych androidów 😂 Laski na barze tańczą, muzę puszcza „dancing DJ”, która przy okazji wywija wstęgami, hula-hop i podobnymi sprzętami, a i pierwszy raz widziałam murzyna mima.
Na głównej ulicy nieco normalniej (Las Vegas Boulevard, tzw. Las Vegas Strip), ale za to ilość maszyn do grania jest aż przytłaczająca, hotele często są połączone kasynami, że nawet się nie zauważa, że się przeszło do innego.
Zgodnie stwierdziliśmy z Gabem (inspirowani obecnie przesłuchiwanym audiobookiem), że jakby tak apokalipsa miała pierdyknąć w centrum próżności, rozpusty i kiczu to tu kamień na kamieniu nie pozostanie 😉
Parę fot pod tytułem „mają rozmach s...syny” poniżej, a zdjęcia z Vegas z 2014r --> tutaj
Comments
Post a Comment